piątek, 29 kwietnia 2011

Kołysanka uciekającego

Zabrałem swe ciało biegnąc w stronę horyzontu
Uciekam daleko od miejskiego motłochu
Mówili mi walcz, bałem się jak nigdy
Że zatracę znów siebie, że stanę się nikim
Widziałem niebo, piekła także doświadczałem
Lecz żyć własnym życiem, oto czego chciałem

Drgaj struno jak głos biegnącego
Zabierz mnie stąd i powiedz, że nastąpi
lepsze jutro
Powiedz jak uciekać, gdy braknie tchu
Piosenko moja utul mnie do snu

Stałem się więźniem własnego umysłu
Ciągle w drodze nie znając własnego domu
Uciekam przed tobą i sobą samym też
Widzę jak faluje w biegu moja pierś
Zdarłem podeszwy, krwawią me nogi
Nie mogę odnaleźć swojej własnej drogi

Drgaj struno jak głos biegnącego
Zabierz mnie stąd i powiedz, że nastąpi
lepsze jutro
Powiedz jak uciekać, gdy braknie tchu
Piosenko moja utul mnie do snu

Niech ciepłe powietrze
Zabierze mnie gdzie horyzontu kres

środa, 13 kwietnia 2011

Wędrówka

Na wstępie pragnę przeprosić za to, że piszę nieregularnie i zarazem podziękować za odwiedziny stałym bywalcom. Tekst.. Dawno nie pisałem takich rzeczy więc proszę o zrozumienie


1. Ślady twoje śnieg zasypał
Próżno szukać we łbie moim pustka
Spójrz za siebie tam mnie odnajdziesz.
O nic nie pytaj chodź zabłądzimy razem.
Złap mnie za rękę, wędrujmy przez pola
Bóg zapowiedział, że taka Jego wola.
Spójrz raz jeszcze, wędrówką jest słońce
Nie możemy się zatrzymać, wtedy przyjdą noce

ref. Uschniemy bez tego, jak samotne rośliny
Co nie mają dostępu do wody
A gdy razem powędrujmy spójrz,
Już nie dławimy się tym zatrutym powietrzem x2

2. Gram to zimą, ty usłyszysz to latem
Nie zawędrowałeś daleko tak, jak ja ze swym bratem
Nazwałem go echem, bo każdy dźwięk w nim tonie,
Rozbrzmiewa na nowo i jest nas już dwoje
Nauczył mnie jak grać, sam zechciał śpiewać
Ujrzysz nas obu w kawałku nieba,
Gdzie gramy za dnia a przestajemy nocą
Tylko po to, aby gwiazdy mogły zaświecić.

ref. Uschniemy bez tego... x3

środa, 6 kwietnia 2011

Węże

 Za zaułkiem ukazało się 4 mężczyzn odzianych w policyjne mundury, a między nimi szła jedna, spętana powrozami dziewczyna. Jej bluzka była porozdzierana w kilku miejscach. Spodnie miała zapaskudzone przez błoto, w którym zapewne leżała jak ją znaleźli. Najbardziej przeraził mnie widok jej bosych stóp. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale miałem zamiar się dowiedzieć. Obserwowałem ich dalej z okna położonego na 3 piętrze kamienicy przy ulicy Dalekiej 23. Odszedłem tylko na moment od okna, aby zgasić światło, co by mnie nie dostrzegli. Wróciłem i już ich nie było. Ubrałem się więc w najzwyklejsze łachmany, aby pomyśleli w razie złapania mnie, że jestem zwykłym szwendającym się bezdomnym.
Doszedłem do Wichrowych Wzgórz, dzielnicy położonej na obrzeżach miasta. Dostrzegłem, że owa dziewczyna ma coraz bardziej pozdzierane ubrania. Domyśliłem się, że jest Żydówką, a niemiecka policja ma zamiar ją zgwałcić, a następnie zabić. Niemcy rzekomo brzydzili się Żydów, ale każdą ładniejszą kobietę wierzącą w Jahwe gwałcili ile wlezie.
Patrząc na to, jak wprowadzali ją do rowu robiło mi się niedobrze, ale wiedziałem, że nie mogę jej pomóc. W momencie bym zginął. Chcąc nie chcąc mogłem się tylko przyglądać jak powoli zdzierają z niej ostatki ubrań, rżąc przy tym jak opętali gwałciciele. Robiło mi się niedobrze od tego wszystkiego. Mimo przeświadczenia o mojej śmierci w wypadku pomocy Żydówce, wiedziałem że muszę coś zrobić. Tak więc wziąłem do ręki kamień i rzuciłem jednemu w hełm chowając się dobrze za drzewami. W moją stronę ruszyło dwóch pracowników służb państwowych, więc nie wychodząc z cienia ruszyłem w drugą stronę, aby kolejnym kamieniem trafić w innego policjanta. Zostawili dziewczynę, a ruszyli w moją stronę. Zacząłem uciekać, jednak nie szło mi zbyt dobrze.
Po około 20 minutach pościgu siedziałem już w suce, dość mocno spałowany i czułem jak strużki krwi ściekają z mojego łuku brwiowego. Wieźli mnie niewątpliwie na komisariat. Na szczęście miałem plan. W domu zostawiłem wiadomość starszemu bratu działającemu w ruchu oporu, w której umieściłem wszystkie informacje na temat mojej eskapady oraz miejsca, w którym na pewno może mnie znaleźć. Sam nie wierzyłem w jego powodzenie, ale nadzieję zawsze jest dobrze posiadać.
Samochód raptownie się zatrzymał. Usłyszałem trzask drzwi, szczeknięcie klamki od tylnych drzwi wozu i moim oczom ukazały się parszywe mordy dwóch funkcjonariuszy. Wyciągnęli mnie za szmaty z suki i zatargali na posterunek. Tam zostałem wtrącony do celi i raz jeszcze przetrącono mi wszystkie kości. Bałem się, jak jeszcze nigdy w życiu.
Zasnąłem po niezłej dawce ciosów na plecy i głowę. Gdy się obudziłem był ranek, a w swej celi dostrzegłem kilku zbiegów i parszywych mord. Myślałem, że nie dożyję kolejnego dnia. Ku memu zdziwieniu w pace zobaczyłem także gębę kumpli mojego brata. Ledwo co się do nich doczłapałem i dowiedziałem się, że byli wczoraj na akcji. Ha! Pomyślałem sobie, że teraz nie jestem już małym dzieciakiem, który nic nie robi w sprawie polskiej. Docenili mój czyn, aczkolwiek nazwali mnie też głupcem za to, że sam porwałem się na 4 policjantów.
Wyszedłem po 2 dniach. Nie mieli nic na mnie oprócz tego, że im uciekałem. Nie przyznałem się do winy. Chłopacy z bandy siedzieli jeszcze w kiciu przez dwa tygodnie. Wiem, że nie raz dostali po gnatach, ale jakimś cudem udało im się przeżyć te katusze.
Wracając do domu spotkałem tę Żydówkę, którą uratowałem. Podszedłem do niej i powiedziałem jej o całym zdarzeniu. Uściskała mnie, dała buziaka w policzek i gorąco podziękowała. Niestety więcej miłych wiadomości nie usłyszałem. Kiedy dotarłem do mojego mieszkania na 3 piętrze przy ulicy Dalekiej 23, dowiedziałem się od sąsiadów, że moją rodzinę przesiedlono do getta, a sam jestem poszukiwany jako groźny zbieg z aresztu. Mendy dopięły swego. Teraz nie miałem po co wracać ani do getta, ani nie było mi danym włóczyć się po ulicach Darktengu. Zostałem więc szczurem. Zaciągnąłem się do powstańczych band Wężów. Kąsaliśmy niemieckie mendy jak żmije, nie dawaliśmy im spokoju.
Teraz mieszkam w kanałach. Piszę ten tekst przy świetle świecy i mam nadzieję, że ktoś kiedyś go odnajdzie.