niedziela, 23 maja 2010

None title.

Nie wiem czy było mi dane zobaczyć to, co ujrzałem. W pełni blasku słonecznego, to jest koło południa, widziałem jej nagie ciało pląsające wśród brylantów fontanny. Piękny to był widok i zaparł mi dech w piersiach, ale nie odważyłem się ani na chwilę podejść do niej, czy też spojrzeć śmielej. Rzecz ta niesłychana kilka lat temu miała miejsce i wiem, dobrze wiem, że też jej się podobałem. "Nic specjalnego" mówili mi znajomi, bo przecież mogła mieć każdego. W sumie to nawet miała. Akademicki pokój Anny był niebywale rozpustnym i niektórzy nazywali go "pokojem seksu". Sam miałem ochotę kiedyś iść, ale moja wstydliwa natura nie pozwalała mi na to. Zazwyczaj, gdy widziałem dziewczynę piękną, to me policzki stawały się czerwone, a owa kobieta zaczynała się ze mnie śmiać. Tak więc nie postradałem zmysłów na punkcie jakiejkolwiek. Do czasu. Są momenty w życiu każdego z nas, że widzimy kogoś i mówimy sobie "O! to właśnie odpowiednia osoba!". Taki moment nastał właśnie wtedy, przy fontannie. Nie zachwyciły mnie jej nagie piersi o idealnym, krągłym kształcie. Nie podniecił mnie nawet pieprzyk nad jej wzgórkiem łonowym, którym tak bardzo podniecali się wszyscy faceci mający bliższą styczność z Anią. Mnie zaczarował blask w jej oczach i uśmiech. Jednak nie miałem szans. Podchodziłem, rozmawiałem, ale ona cały czas wolała innych facetów.
Teraz, gdy stoję w tramwaju i patrzę przed siebie widzę kobietę tak bardzo do niej podobną, która przygląda mi się już dłuższy czas i sam nie wiem co myśleć mam. Ania, a może to tylko złudzenie wywołane tęsknotą za beztroskimi czasami? Przecież to było tak dawno temu. Ha, do tej pory jestem kawalerem i wątpię, aby kiedykolwiek ktoś wpadł mi w oko tak bardzo jak ta baba. Ale nie! To przecież nie może być sen, gdyż rusza do mnie przez wagon wiozący mnie na Dworzec Zachodni. Podchodzi bliżej, trzepocze rzęsami, uśmiecha się i.... wyciąga delikatnie rękę. Nie liczyłem na taki akt odwagi z mojej strony, ale i ja wyciągnąłem swoją żeby delikatnie ująć jej gładką dłoń. Niestety, w tym samym momencie, gdy odwzajemniałem uśmiech, beknąłem jak największy cham, a Anna uciekła z wagonu na przystanku najbliższym rzucając bluzgi na prawo i lewo. Mnie nie pozostało nic innego, jak wrócić do domu i żałować swojego niepohamowanego chamstwa! Ach, cóż to za piękny dzień mógłby być...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz