poniedziałek, 28 marca 2011

Skarga muzyka

 Zaległaś w mym sercu. Czemu? Tego ci nie powiem, to zbyt ciężkie. Choć ubrana byłaś w płaszcz czarny, potrafiłem przejrzeć go na wylot i dojrzeć twe blade ciało, skrzące się pod nim niczym gwiazdy odbite na tafli jeziora nocną porą. Przez całą wieczność spędzoną u Twego boku myślałem, a wręcz pewnym byłem, że pod twym płaszczem nie ma nic. Przecież widziałem zarys sutków przesuniętych od środka delikatnie w bok. Widziałem, jak za każdy razem gdy siadasz, zasłaniasz szczelnie okolice intymne, zapewne po to, aby zimny wiatr nie skalał twego łona. Zrobiłaś mi bagno z głowy.
Teraz patrzę jak umierasz. Toniesz w swojej melodii. Nuty zapisujesz na pięciolinii swoją krwią, zaś instrumentem są usta twoje. Poruszasz się niczym dyrygent orkiestry. Zmuszasz każdy organ wewnątrz swego ciała do nadnaturalnego wysiłku tylko po to, aby powstała melodia. „Ależ gracja”! - pomyśleliby zapewne tak ludzie, którzy ukończyli akademię muzyczną. „Poświęcić siebie dla muzyki to najwyższa forma sztuki!”. Cóż za brednie! Głowa mi pęka od sygnałów, które niby subtelnie a jednak tak dotkliwie ranią mój umysł. Cicha melodyjka przeradza się w coraz to głośniejszą galę instrumentów. Z twych ust wypływają już potoki krwi. Bryzgasz życiodajnym płynem na prawo i lewo tworząc tym samym obrazy. Okrutnie jest tak siedzieć i przyglądać się temu. Przykułaś mnie jednak strachem do tego fotela obitego starą już tkaniną.
Dostajesz konwulsji wiesz? To nie wróży niczemu dobremu. Popatrz choć chwilę wstecz i ujrzyj jak bliski ci byłem przez te kilkadziesiąt lat. Zostań jeszcze trochę, choć przez chwilę. Jak najmniejszą. Wyginasz usta w złośliwym grymasie szyderczego uśmiechu. Rozumiem przesłanie. Tracę ciebie już na zawsze. Szkoda wiesz? Tak przecież dobrze nam było. Zwolniło ci tętno. Nie, teraz już za późno na to, aby cokolwiek zrobić w celu uratowania twojej persony. Sądzisz, że dasz sobie z tym radę? Nie będzie to takie proste.
Stworzyłaś „Krwistą sonatę”, sonatę niszczącą nie tylko ciebie, ale cały świat dźwięków obok ciebie. Dlaczego zabierasz muzykę z tego świata? Za mało ci wyznawców? Przecież cały świat cię wielbi na swój sposób. Jedni tańczą, inni jeszcze grają, a ci ostatni śpiewać potrafią. Każdy jest do czegoś stworzony. Sama tego chciałaś. Pomagałem ci lepić zwierzątka z materii, ludzi z gliny i rośliny z pyłu. Na co nam to było? Znudził ci się materialny świat i masz zamiar odejść? Ciekawi mnie dokąd pójdziesz. Zajmiesz sobą kolejnego człowieczka? Zaoferujesz mu, podobnie jak i mi, życie wieczne? Na nic się to zda. Oni tego pożądają. Zabiją cię przy najbliższej sposobności i będą śmiać ci się w twarz.
Melodio krwi – grać nie umiałaś. Zabrałaś jedynie ze sobą jedyne co miałem. Pogrążyłaś mnie w dolinie rozległej i cichej. Zadowolona jesteś ze swych poczynań? Przychodzą takie dni, kiedy marzę, kiedy marzę aby urodzić się raz jeszcze, ale nigdy ciebie nie poznać. Bolisz mnie w każdym calu mego ciała. Zabrałaś mi słuch, tak więc zabrałaś mi życie. To jest moja skarga, skarga niedoszłego muzyka!

3 komentarze:

  1. Lubię muzyczne metafory i tematykę opowiadań osnutą wokół tej cudownej formy sztuki.
    Tylko ona potrafi jednocześnie nadawać sens życiu i sprowadzać je na skraj szaleństwa. Ot, taki paradoks muzyki.
    Ale czymże byłby bez niej człowiek?

    OdpowiedzUsuń
  2. Art, świetna przenośnia, czy metafora. Nie wiem jak to nazwać:) Pozdrawiam Cie serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. JA jestem muzyką.

    OdpowiedzUsuń