wtorek, 8 czerwca 2010

Bractwo.

 Śmierć. Bezkresny początek, czy może koniec końców? Czy możemy być pewni czego się spodziewać po zapadnięciu w "sen wieczny"? Widziałem wiele zgonów, tych mniej lub bardziej przyjemnych dla oka. Widziałem spazmatyczne miny ludzkie, a także spokojne, uśmiechnięte twarze. Każdą dobę od godziny 23:00 do 4-5:00 rano spędzałem włócząc się po brudnych, zakażonych rozpustą ulicach Londynu. Widok budynków wcale mnie nie przerażał, a wręcz przeciwnie. Przyciągał mnie do siebie ten mrok, ta atmosfera tajemnicy, którą kryła każda z ulic. Lubiłem chadzać w mroku i przypatrywać się pod osłoną nocy życiu miejskiemu. Każdy mógł sobie pomyśleć, że w zasadzie to nie jestem nawet normalny, no bo któż zamiast spać, spacerują nocą po mieście? Śmierć także spotykałem. Codziennie. Zawsze włócząc się po Parku św. Jakuba widziałem zmasakrowane ciało zgwałconej dziewczyny tudzież człowieka zarżniętego jak świnię przez miejskie gangi. Dziwne dla mnie było, że nie gorszył mnie ten widok, a przyciągał. Miałem wtedy osiem lat, a rzecz miała miejsce w 1452 roku.
Kiedy miałem 12 lat uciekłem z domu i wyruszyłem w daleką podróż. Zostawiłem tylko wiadomość na kawałku pergaminu na stole, w której informowałem mych poczciwych rodziców, iż wrócę niegdyś do Londynu w blasku chwały. Do portu położonego w Mesynie jechałem 2 lata i 30 dni. Największą przygodą dla mnie była kradzież konia, jak i płynięcie na gapę statkiem towarowym. Myślałem sobie, że miałem farta, jednak już po kilku wydarzeniach spostrzegłem, że moje palce są nadzwyczaj zwinne. Zacząłem więc "szkolić się" w kradzieży, aby równie dobrze móc się najeść u kresu mej podróży. Z portu w Mesynie udałem się do Medyny, a następnie do Jeruzalem, ostatecznego przystanku. Widok miasta mnie zachwycił, jednak wiedziałem, że przybyłem tu w innym celu niż zwiedzanie. Otóż, gdy byłem małym chłopcem, ojciec opowiadał mi o tajemniczym bractwie zabójców, którzy nie liczą się z niczyim zdaniem i chcą zaprowadzić własny porządek na świecie. Długo szukałem ich kryjówki, jednak to oni przyszli samemu po mnie. Zaciągnęli mnie między opustoszałe domy i związali oczy, po czym spuścili taki łomot, iż straciłem przytomność. Obudziłem się leżąc na twardej ziemi, a przede mną pobłyskiwała łysina jakiegoś starca. Jak później się okazało był to przeor bractwa.



cdn.

2 komentarze: