środa, 29 grudnia 2010

Więzienna noc.

Dnia 31 grudnia przeniesiono mnie do celi dla gitów. Szczerze powiedziawszy to miałem wielkie wątpliwości, co do mojego dobrego życia tam. Przed moimi oczyma stawały najgorsze obrazy, jakie tylko przychodziły mi do głowy. Przywitano mnie słowami:
- Siadaj młody na pryczy i nawet się kurwa nie odezwij, bo w pysk.
Były to słowa gościa skazanego za zabójstwo. Dopuścił się tego czynu, ponieważ widział, jak jakiś facet gwałci jego żonę. Bałem się cholernie, gdyż na pewno wiedzieli za co tu siedzę. Pierwszej nocy nawet nie zmrużyłem oka, a tylko po to, aby być spokojnym, że mnie nie będą cwelić. Kolejne dni, mimo iż tak się bałem nie wyglądały najgorzej. Odwiedziła mnie mama. Pół godziny, które przeznaczone jest na widzenie milczeliśmy przytuleni do siebie. Poprosiłem ją, aby tylko nie przyprowadzała mojej 9 letniej siostry. Nie chciałem, aby widziała, gdzie jestem obecnie, więc poprosiłem rodzicielkę, żeby powiedziała Miley, że wyjechałem na sylwestra albo do pracy.
Mijały tygodnie, a żyło mi się całkiem nieźle z moimi "współlokatorami" celnymi. Nie wiedziałem w jaki sposób do nich się odzywać, więc milczałem większość czasu, aby nie rozpocząć jakiejś bezsensownej bójki. Nie byłem dzieciakiem, który lubił się bić i robił to często. Po nich zaś było widać, że jest to normalne, aby prać się po mordach.
Zasnąłem. Całkiem wygodnie było mi na pryczy, jednak brakowało mi domowej pościeli, zapachu płynu do płukania i ciepłego pomieszczenia. W celi capiło wilgocią, a smród ten doprowadzał mnie do wymiocin. Jednak mimo wszystko, nie było najgorzej. Nagle poczułem, jak ktoś zarzuca mi worek na głowę, po czym tłucze mnie z całej siły po twarzy. Wiedziałem, że krwawię, bo ciepło, które nagle ogarnęło moją twarz nie było wytworzone dzięki adrenalinie, ale lepkiej cieczy wypływającej z mego nosa. Następnie zrzucono mnie z pryczy i kopano po brzuchu. Słyszałem tylko śmiech tych cwaniaków, którzy bawili się widać co nie miara. Po wszystkim wstałem ledwo co i zapytałem, który to zrobił. Odpowiedzieli, że wszyscy razem. Podszedłem do jednego z najsłabszych, zacisnąłem pięść i uderzyłem prosto w twarz. O dziwo mi nie oddał. Chłopacy stwierdzili, że jestem "spoko ziomek". To był swego rodzaju sprawdzian, czy nadaję się do tej celi.

6 komentarzy:

  1. widzę inspirację na samym początku tekstu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Młody, trochę dłuższe te odsłony:) Nie dawkuj tak:) Pozdrawiam, Szampańskiej zabawy i wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku. Nie zachlej się

    OdpowiedzUsuń
  3. Troszkę plagiat symetrii i 'murów hebronu'.
    Nagięcie zasad i przypisywanie sobie tego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie, trochę powiało "Symetrią", ale temat więzienia i stosunków panujących między współwięźniami jest tak szeroki i często używany, że można to przemilczeć.
    Kiedyś zapytałeś mnie, czemu piszę takie smutne teksty, a zauważ, że Twoje nie są weselsze. W końcu przez smutek łatwiej jest wyrazić siebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ani plagiat ani przypisywanie ; ) wychodzi samo z siebie ; ) Motyw symetrii? Może i tak, ale zauważ, że tak jak napisała echoingtruth - motyw więzienny jest szeroko wykorzystywany i bardzo obszerny. ; ) Anonimie, czekam aż się podpiszesz ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Widze, że oboje jesteśmy z miasta na eL :D

    Jah Bless

    OdpowiedzUsuń